Z serii: Zawody przyszłości
Wyobraźmy sobie ogłoszenie: „Poszukiwany specjalista od psiej diety, karmy indywidualnie dobierane do temperamentu, rasy i... horoskopu właściciela. Wynagrodzenie: atrakcyjne”. Brzmi jak żart? Dajmy temu dziesięć lat i będzie to codzienność.
Bo prawda jest taka: zwierzęta stają się nie tylko naszymi przyjaciółmi, ale i motorami całych branż. Kiedyś pies miał pilnować obejścia, dziś ma mieć własnego ortopedę, okulistę i dermatologa. A kot? Kot, wiadomo, już teraz rządzi internetem — i niedługo zacznie rządzić rynkiem usług specjalistycznych.
Weterynarz to dopiero początek
Już teraz zwykła wizyta „u weta” to za mało. Potrzebni są eksperci od psich stawów, lekarze od kociego wzroku i mistrzowie walki z alergiami, które u zwierząt mnożą się szybciej niż memy w social mediach. I wiecie co? My, ludzie, płacimy za to bez mrugnięcia okiem, bo „przecież on jest jak dziecko”.
Dietetyk dla jamnika
„Pani doktor, on nie chce jeść tej karmy bezzbożowej, a na BARF-ie ma gorszy humor” — to autentyczne pytania, które już teraz słyszą specjaliści od psiego i kociego menu. Dietetyk dla pupila to zawód, który dopiero się rozkręca, ale wszystko wskazuje na to, że stanie się równie potrzebny, jak personalny trener dla właściciela. Bo skoro my liczymy kalorie, to dlaczego nie liczyć ich czworonogowi?
Behawiorysta i terapeuta… dla nas
Szczekanie pod drzwiami, drapanie kanapy, niechęć do naszego partnera — problemy wychowawcze w psio-kocim świecie rosną wraz z osiedlami, w których te zwierzęta żyją. Behawioryści są jak psychologowie szkolni: cierpliwie tłumaczą, ćwiczą, nagradzają. Ale często na końcu okazuje się, że nie pupil wymaga największej pracy, tylko jego opiekun. I wtedy na scenę wkracza psychoterapeuta dla… ludzi, którzy kochają swoje zwierzęta tak bardzo, że zapominają, iż stawianie granic też stanowi formę troski.
To nie fanaberia, to przyszłość
„Za moich czasów pies spał w budzie” – powie dziadek czy prababcia. Tak, i w tych samych czasach telefon miał kabel, a mleko stało w butelce pod drzwiami. Dziś wszystko jest inaczej. Zwierzęta wchodzą do łóżek, na kanapy i do serc, a wraz z nimi rozwijają się całkiem nowe zawody. Może więc naprawdę za kilka lat w rubryce „zawody przyszłości” zamiast nudnego „specjalista od AI” zobaczymy „dietetyk kotów długowłosych” albo „terapeuta dla psów z lękiem przed hulajnogami”. I wiecie co? Wcale mnie to nie zdziwi.
Pewnie tekst zrozumieją tylko posiadacze czworonogów, a pozostali popukają się w głowę. Ale dane nie kłamią. Szacuje się, że kotów jest u nas 7 mln. Natomiast psów - 8 mln. Więcej jest tylko w Niemczech, w Hiszpanii i we Włoszech.
Rita Schultz